Lughnassadh
Lughnassadh to jedno z czterech wielkich celtyckich świąt, wyznaczające zbliżający się koniec lata, obchodzone zawsze pierwszego dnia sierpnia. Do dzisiaj w porównaniu z innymi świętami (Beltaine, Samhain i Imbolc) niewiele pozostało do dziś żywych zwyczajów z nim związanych. Lughnassadh we współczesnym języku irlandzkim nosi nazwę Lunasa, tak też nazywa się cały miesiąc sierpień. Wśród innych narodów celtyckich nazywa się je: Lunasdál (w Szkocji), Laa Luanys (na wyspie Man), Gwl albo Calan Awst czyli sierpniowe święto w Walii. Warto też wspomnieć, że taką nazwę Celtowie odziedziczyli po dawnych pogańskich czasach, później święto to otrzymało swą chrześcijańską nazwę Lammas, o czym później.
Wśród różnych regionów Irlandii krążą też nazwy: Lughnasa, Lughnas, Lunasa, Lucaid-lahm-fada, święto nosi też nieco dwuznaczne miano festiwalu miłości.
Co jeszcze o nazwie: pochodzi ona oczywiście od imienia największego celtyckiego boga, czyli Lugha. Wyzwolił on Irlandię spod władzy ludu Firbolgów pokonując w bitwie ich wodza, jednookiego Balora. Jednak paradoksalnie nie było to święto poświęcone Lughowi, ale jego przybranej matce, Tailtui (wym. telsza).
Była ona kobietą wywodzącą się z królewskiego rodu Firbolgów. W czasie ich panowania nad wyspą, Lugh wtedy w wieku chłopięcym, przebywał na królewskim dworze jako zakładnik i gwarancja pokory ludu Tuatha de Dannan. Tu mała dygresja - dawne życie Celtów związane było ściśle z plemieniem, wszystko zależało od rodziny i od tego jak jeden z jej członków traktował innych. Siłę własnej rodziny można było wzmocnić przez kontakty z innymi rodzinami. Żeby pozyskać łąski rodziny królewskiej oddawano jej na wychowanie syna. A najwyższym honorem było wychowanie królewskiego syna. Odzwierciedlenie tego widzimy w legendach Okrągłego Stołu - król Artur wychowywany był przez Hektora z Dzikiego Lasu, czyli tak jak Lugh z dala od rodziny. To właśnie Tailtui opiekowała się małoletnim przyszłym królem Irlandii. Kiedy Firbolgowie ostatecznie zostali pokonani, Tailtui została zmuszona do ręcznego wykarczowania i oczyszczenia wielkich połaci lasu po to aby zwycięski lud mógł uprawiać na tym terenie zboża. Tailtui nie mogła oczywiście podołać takiemu wysiłkowi i wyzionęła ducha. Kiedy Lugh dowiedział się o tym wpadł w niesłychany gniew, zagroził, że rzuci klątwę, która sprawi, że na wykarczowanych polach nie wyrośnie nic poza chwastami. Przezorni ludzie szybko zebrali plony, a żeby udobruchać swego władcę urządzili wielką fiestę na cześć jego przybranej matki.
Jak to dawniej bywało
Tailtui pochowano pod wielkim wzgórzem nazwanym potem jej imieniem. U jego stóp znajduje się do dzisiaj miasteczko Tailteann (w zangielszczonej formie Teltown) w hrabstwie Meath. Jakkolwiek tego letniego dnia odbywały się różne lokalne imprezy, to właśnie w tym mieście odbywały się, powiedzmy, centralne obchody Lughnassadh. Odbywało się tam wiele różnych imprez. Jedną z najważniejszych były wielkie zawody sportowe, zorganizowane odrobinę na wzór starożytnych greckich olimpiad, na których młodzi ludzie popisywali swą siłą i umiejętnościami rywalizując w wielu dyscyplinach, z których bardzo istotne były biegi, ujeżdżanie bydła, hurley, szermierka na miecze oraz wyścigi konne i na rydwanach. Nawiązywało to do jednego z opowiadań z tzw. ulsterskiego cyklu mitologicznego, w którym mowa jest o wyścigu pomiędzy królową Macha i Conorem MacNessą (królowa biegła na własnych nogach, a Conor jechał na rydwanie) - z zupełnie naukowego punktu widzenia miało to symbolizować tajemniczą celtycką Zwierzchność przenoszącą do Zaświatów zmarłe dusze.
Jednocześnie odbywał się wielki jarmark, na którym można było wysłuchać wielu pieśni wędrownych bardów, opowieści przyniesionych z każdego zakątku świata, kupić coś u kupców ściągających niczym pszczoły do miodu z bliskich i odległych krain a cyrkowcy dwoili się i troili żeby zabawić gapiów. Jedna z relacji spisana przez naocznego świadka, średniowiecznego irlandzkiego mnicha mówi co on sam widział: trąbki, harfy, rogi, dudziarze, skrzypkowie, pieśniarze, gwałtowny tłum, hałaśliwy, przeklinający, wrzeszczący i krzyczący...
Ta irlandzka olimpiada z czasem nabrała wielkiego znaczenia. W festiwalu uczestniczył sam irlandzki arcykról, czyli Ard Ridh, spisywano wtedy formalne ugody, rozwiązywano polityczne spory i odbywano sądy.
Jednak podobne targi odbywały się na mniejszą skalę w każdym prawie zakątku celtyckiego świata, zresztą był to ku temu czas najlepszy, gdyż wtedy właśnie wojownicy wracali z wojen aby zebrać plony i przygotować ziemię na przyszłe siewy. W jednym z wielu irlandzkich manuskryptów, XII-wiecznym dokumencie zwanym Księgą z Leinster możemy znaleźć dokładny opis jarmarku w mieście Carmun w hrabstwie Leinster. Odbywał się on raz na trzy lata, zaczynał się 1 sierpnia i ciągnął przez cały tydzień.
Istniał jednak jeszcze jeden aspekt tego letniego święta, kto wie, czy nie najważniejszy: był to dzień, w którym zawierano wszelkiego rodzaju kontrakty i umowy. Istnieje taka opinia, że wszystkie zawody które się wtedy odbywały miały na celu wyłonienie najlepszych pracowników, którzy bez problemu dadzą sobie radę z ciężką pracą na polach i w obejściu przez cały przyszły rok. Ale, znacznie ciekawszym i bardziej interesującym faktem było to, że wybierano sobie nie tylko pracowników, czyli jakbyśmy powiedzieli parobków, ale także... współmałżonków. Tak, był to jeden z dwóch tradycyjnych dni w którym składano sobie przysięgi wierności. Przy czym oryginalnym celtyckim wynalazkiem były tzw. próbne małżeństwa, zwane inaczej brehońskimi. Trwały one rok i jeden dzień - po tym czasie każda ze stron mogła opuścić swego dotychczasowego partnera i poszukać sobie nowego :) Według zachowanego przekazu wszystko odbywało się w mniej więcej taki sposób:
Młode kobiety i młodzi mężczyźni ustawiali się naprzeciwko siebie po dwóch stronach palisady z wyciętymi małymi otworami w sam raz aby można było przecisnąć przez nie rękę. Po kolei, nie widząc się wzajemnie chłopcy i dziewczęta chwytali się za rękę - od tej chwili stawali się małżeństwem i mogli żyć razem przez następny rok po to, by sprawdzić trwałość związku. Jeżeli nic z tego nie wyszło, para wracała po roku w to samo miejsce i formalnie się rozstawała stając plecami do siebie i odchodząc w przeciwne strony. Co ciekawe taka forma zawierania znajomości przetrwała nad wyraz długo i jeszcze w XVIII wieku ów ślubny targ w Teltown uważany był za skandalizujący a do dzisiaj angielski zwrot tailten marriage oznacza okazjonalny związek miłosny!
Ów zwyczaj składania przysiąg również związany jest z Lughiem, choć może w niezbyt oczywisty sposób. Otóż jego imię wywodzi się od starego celtyckiego słowa lugio, oznaczającego dokładnie przysięgę.
Podczas święta zawieszone powinny być wszelkie waśnie pomiędzy skłóconymi ludźmi, w taki sam sposób jak to niegdyś uczynili śmiertelni wrogowie - Firbolgowie i Tuatha de Dannan.
Pod wieczór na zakończenie festiwalu rozpoczynała się oczywiście zabawa taneczna, na której bawiono się w rytm skocznej irlandzkiej muzyki granej na melodeonie, skrzypcach i flecie. Dość rozpowszechniony był zwyczaj wedle którego wybierano wśród wszystkich zgromadzonych jedną kobietę, sadzano ją potem na tronie i ozdabiano czoło koroną letnich kwiatów, a pod nogi rzucano kwietne girlandy. Pozostali tańczyli wokół niej dotykając girland i odrywając kawałeczki na szczęście.
Odrobina naukowych zawiłości
Imię Tailtiu pochodzi od słowa tailantiu, czyli mniej więcej Wielka Postać zrodzona z Ziemi, co sugeruje, że pierwotnie była ona personifikacją Ziemi. Tak naprawdę Lughnassadh jest wtórną nazwą, nadaną historycznie zupełnie niedawno, kiedyś całe święto znane było jako Brón Trogain, co odnosiło się do... porodu i bólu z nim związanego. Tłumaczenie jest mniej więcej takie, że w tej porze roku ziemia wydaje z siebie swe pierwsze owoce po to, aby jej dzieci mogły żyć. Religia Celtów, tak jak Egipcjan i wielu innych narodów opierała się na cyklu solarnym. Tak więc Lughnassadh związane było przede
wszystkim ze zbliżającemu się czasowi zbiorów - był to relatywnie szczęśliwy okres w życiu Celtów, kiedy oznaki łaskawości bogów widoczne były gołym okiem. Samo święto jest mocno związane z pojęciem Zwierzchności, często identyfikowanej jako białą klacz, przewija się ona w całej irlandzkiej mitologii. W kalendarzu z Coligney święto oddziela od siebie okresy Equos, czyli czasy koni i Elembrios, czyli czasy żądań. Z końmi związane są dwie cetyckie boginie: Rhiannon i Epona - obydwie imiona pochodzą od galijskiego słowa rigantona oznaczającego wielką królową. Co prawda bardzo rzadko, ale jednak przewija się również wątek Królewskiego Wesela, czyli Banais Rigi, kiedy to król niebios poślubiał ziemię po to aby otrzymać od niej moc niezbędną do sprawowania władzy nad światem. Zaś gry i zawody ku czci zmarłych były szeroko rozpowszechnione w całej Europie - bardzo możliwe, że także starożytne greckie olimpiady odbywały się ku pamięci czynów wielkich bohaterów zmarłych w bitwach. Ofiarowanie części zbiorów bogom i duchom przodków a także zabawa ku ich czci także było powszechną europejską i światową tradycją.
Patrząc pod kątem zupełnie metafizycznym, święto wiązało się z motywem zranionego władcy - według legendy podczas wielkiej bitwy na równinie Moytura zginęło wielu wielkich bohaterów, śmiertelnie ranny został także Lugh, bóg światła - od tego dnia jego blask zmniejszał się z każdym dniem, tak jak dzień stawał się coraz krótszy. Działo się tak aż do dnia Samhain, kiedy ostatecznie zostaje unicestwiony z rąk Tanista, swego lustrzanego odbicia, pana anarchii i nieładu. Z drugiej strony Lugh jako bóg żniw (cóż za wszechstronność :) umiera corocznie wraz z zebraniem plonów - związany silnymi więzami z boginią ziemi musi udać się w jej objęcia aby nabrać sił i odrodzić się ponownie wiosną, pokonując ciemności zimy.
W miarę jak mijały stulecia, tradycje związane z świętem Tailte zaczęły się przekształcać w wydarzenia i obrządki upamiętniające nie tylko Tailtiu i obfite żniwa które ludzie zawdzięczali jej poświęceniu, ale także pracę jako taką i poświęcenie ludzi którzy z wysiłkiem starają się zapewnić utrzymanie dla swej rodziny i społeczeństwa.
Chrześcijańską wersją Lughnasadh było Lammas, czyli albo loaf-mass (od staroangielskiego terminu oznaczającego czasy zbioru plonów). Tego dnia do dziś wypieka się chleb z mąki z pierwszych zebranych ziaren. Następnie ofiarowuje się go w świątyniach pozostawiając go w bocznych niszach. Lammas pojawiło się po raz pierwszy w okolicy XI-XII wieku, kiedy kościół pragnąc związać bardziej ludzi ze sobą zaadaptował do własnych celów wciąż żywe echa pogańskich zwyczajów. W dawnych czasach tego dnia poddani składali podatki i płacili dziesięcinę.
Zwyczaje
Jednym z zadziwiających zwyczajów, który przetrwał niemalże do dnia dzisiejszego jest ten każący mieszkańcom wsi przyprowadzenie nad brzeg morza koni i ich kąpiel w morskiej wodzie.
Lughnassadh było zaliczane do kategorii festiwali ognia, tak samo jak pozostałe trzy wielkie celtyckie święta. Tak jak i podczas Beltaine rozpalano na szczytach co większych wzgórz ogromne ogniska - ten zwyczaj obowiązywał w wielu irlandzkich wsiach aż do końca XIX wieku. W co niektórych regionach zielonej wyspy starsze kobiety wiązały bydłu czerwone lub niebieskie wstążki na głowach, odmawiając przy tym modlitwy. Żeby zaś pozyskiwane od krów mleko zachowywało zawsze świeżość do udojonego tego dnia wrzucano kłębek krowiej sierści. Z mleka tego przygotowywano następnie specjalny twaróg i ser. Pieczywo wypiekane tego dnia w tradycyjny sposób z przaśnej mąki otrzymywało nazwę Moilean Maire i poświęcone było Matce Bożej.
W ogóle warto zauważyć, że pod pewnym względem święto przetrwało do dzisiaj, aczkolwiek przesunęło się nieco w czasie i związane jest ze świętem Wniebowzięcia NMP, czyli La Feill Moire. A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że przed wprowadzeniem kalendarza gregoriańskiego przypadało ono niemal dokładnie 1 sierpnia, to wszystko staje się jasne. Dawni Irlandczycy bez oporów przyjęli nową wiarę i nowe zwyczaje widząc w Marii, Matce Bożej boginię ziemi Tailtui, przybraną matkę króla Słońca - Lugha.
Wśród celtyckich narodów Europy tradycje związane ze świętem Lughnassadh są czasem wręcz zaskakująco żywe. Obchodzone jest ono zwykle w pierwszą niedzielę sierpnia, albo tydzień wcześniej. We współczesnej Irlandii jest to tradycyjny dzień piknikowy, kiedy całe rodziny wyruszają poza miasta, na wieś, na zielone wzgórza w poszukiwaniu... jagód. Niewielu z nich wie, że czarne jagody były niegdyś symbolicznym darem Matki Ziemi ofiarowanym ludziom w najgorętszą część roku. No i oczywiście wciąż odbywają się różnego rodzaju targi i jarmarki - wszędzie tam gdzie dotarli Celtowie.
W tym dniu w miarę możliwości wciąż spożywa się tradycyjne potrawy (dzisiaj co najwyżej kupione w puszce), takie jak colcannon, czyli specyficzny rodzaj placków z gotowanych ziemniaków, cebuli, czosnku i ogórka z dodatkiem dużej ilości masła i podawanych z gorącym mlekiem. Na deser spożywa się boxty, czyli inną formę ziemniaka - są to swego rodzaju ciasteczka smażone na tłuszczu. No i oczywiście nie można się obejść bez jagód, czyli fraocháin - ważne jest tutaj, aby zebrać je samemu. Z zebranych owoców robiło się czasem jagodziane wino, polecane zwłaszcza zakochanym, gdyż podobno... miało w sobie siłę przyspieszania zamążpójścia bądź ożenku :)
|