logo

Fest-Noz

czyli

Bretońskie święto Nocy

logo

taniec an-dro 23 października 1999 wydarzyła się rzecz historyczna. Po raz pierwszy w Polsce udało się zorganizować prawdziwy bretoński Fest-Noz, czyli taneczno-muzyczne święto nocy. Jest to trochę dziwne, zważywszy jak popularna stała się u nas ostatnio muzyka celtycka. Ale z drugiej strony, pomimo działalności Domów Bretanii, muzyka z tego właśnie kraju jest chyba najmniej u nas znana.
Ale skupmy się na samej imprezie. Pomimo moich lekkich obaw zjawiło się nadspodziewanie wielu ludzi, bo coś około 250. Muzycy i my sami zjawiliśmy się na miejscu, to jest auli miejscowej szkoły muzycznej odrobinę wcześniej, żeby przygotować ostatecznie miejsce występów. W ogóle pragnę podziękować w tym miejscu całej armii ochotników, którzy walnie przyczynili się do sukcesu. Warto tu przypomnieć obydwa szczecińskie bractwa rycerskie i „załogę” liceum muzycznego.
Z malutkim poślizgiem, około za piętnaście 18.00 zaczęły się warsztaty taneczne, prowadzone przez nie kogo innego jak Tomka Kowalczyka, osobę dość już znaną w małym polskim folkowym światku.
No i zaczęły się tańce. Co było: zestaw podstawowych bretońskich tańców korowodowych, czyli An Dro, Hanter Dro, Plinn, Gavotte des Montagnes, Laridenn, Pach-pi, Kost-ar-c'hoad i jeszcze trochę innych. W zasadzie wszystkie tańce tańczy się w korowodach, stojąc blisko siebie, trzymając się albo za małe palce, albo w dość mocnym uścisku dotykając się łokciami (patrz zdjęcia).
W odróżnieniu od tańców irlandzkich tutaj udział w tańcu biorą zarówno nogi jak i ręce. Najciekawsze jest to, że o ile same kroki są całkiem proste, ruchy rękoma także, ale połączenie tych obydwu elementów jest nie powiem... trudne, a przynajmniej wymaga sporego samozaparcia. Najtrudniejsze jest oczywiście pierwsze dwadzieścia lat, potem idzie z górki ;). Warsztaty odbywały się jeszcze do muzyki z płyt, ale już niedługo na scenie miała pojawić się żywa muzyka.

część zespołu Breizh i reprezentacyjny instrument: biniou-koz I pojawiła się w postaci dwóch naszych (jedynych zresztą - no, prawie, jest jeszcze Open Folk) zespołów grających bretońską muzykę, czyli Breizh, wrocławski zespół z długimi, bo trzyletnimi już tradycjami oraz Bal Kuzest który przyjechał do nas ze Zgorzelca.
Breizh zagrał w składzie:

  • Piotr Lasko - biniou, okaryna, akordeon, whistle
  • Bartek Jakubicki - bombarda, harmonijka ustna, whistle
  • Ewa Wojtyńska - skrzypce (pierwsze oczywiście)
  • Grzegorz Górski - gitara
  • Szymon Miśniak - bębny różnego rodzaju

Szymon jest zresztą ciekawą osobą, z tej racji iż gra również w drugim zespole, którego skład osobowy przedstawia się następująco:

  • Michał Żak - bombarda, whistle i inne „piszczałki”
  • Estera Bąk - akordeon
  • Szymon Miśniak - bębny oczywiście
  • Marcin Szyszkowski - gitara
  • Mariusz Dziurawiec - gitara basowa

Publiczność, jak już wspominałem dopisała, tak, że zabawa była przednia - do tańca włączało się dobre kilkadziesiąt osób, co sprawiało, że zabawa naprawdę przypominała bretoński oryginał. Zresztą co tu dużo mówić - przyjechał do nas aż z Warszawy prawdziwy Bretończyk, zapewne z tęsknoty za ojczyzną. Poza tym dostępna była cała masa folderów i plakatów prosto z Bretanii -rozeszły się błyskawicznie, nie wiedzieć kiedy. Jednym z elementów imprezy miał być konkurs na bretońskie ciasto, na które przepis został wcześniej udostępniony. Niestety pojawiło się tylko jedno, więc zostało automatycznie wybrane na zwycięzcę, a jego autor otrzymał oczywiście nagrodę.

występ zespołu Celtic Dream Dodatkową atrakcją, trochę niespodziewaną był krótki występ zaprzyjaźnionego zespołu tańca celtyckiego „Celtic Dream”. Można było zobaczyć w jego wykonaniu dwa układy taneczne (do muzyki szkocko-irlandzkiej) i solowy występ lidera i opiekuna zespołu, Jurka Grzegorka. On sam zachęcony powodzeniem imprezy zapowiedział zorganizowanie podobnej zabawy w przyszłym roku, tym razem do rytmów irlandzkich.
Co było jeszcze? Nieoficjalna (po występach) hmm... degustacja bretońskiego cydru (cider - napój lekko alkoholowy robiony z jabłek), ale to już na sam koniec. Ach, jeszcze jedna rzecz - zostaliśmy jeszcze zaproszeni do siebie przez dwóch przemiłych Francuzów prowadzących w Szczecinie bistro „Petit Paris” (jeden z nich jak się okazało jest z pochodzenia Bretończykiem).

Wrażenia ze święta nocy na pewno pozostaną na długo. Dla tych, których nie było dobra wiadomość: najprawdopodobniej cała zabawa powtórzy się w przyszłym roku, a przynajmniej takie mamy nadzieje. Z pewnością o wszystkim was poinformujemy przed czasem. Do zobaczenia, a na koniec jeszcze parę zdjęć z imprezy.

do dźwięków  gavotte nogi chodziły same zespół Breizh w całej okazałości

publiczność !!!publiczność!!!